Zostałam obdarowana przez Gosię.
Dostałam kilka foremek, z których jedną stanowiła śnieżynka.
Na swoje 5 minut troszkę, bo prawie rok, czekała.
Ale się doczekała. Po rocznym ćwiczeniu ręki (właściwie rąk, gdyż pracują i prawa, i lewa) w lukrowaniu pierników miałam już na tyle dużą wprawę, by nią się zająć.
Tzw. wylewanie lukru szło mi sprawnie. Najważniejsze, że odpuściłam sobie "musi być równo". A i wzór na śnieżynkę wybrałam bardzo prosty.
A że czerwony lukier był zbyt rzadki i rozlewał się, powstały też śnieżynki - poroże łosia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz