Translate

piątek, 21 grudnia 2012

Końcówka sezonu 2012 - kolor srebrny

Sezon 2012 zakończył się kolorem srebrnym. Na ostatniego aniołka wylałam ostatnią kroplę farby. Kolejna zostanie kupiona w sezonie 2013.


Moim ulubionym został ANIOŁ Z KWIATEM (w roku 2012 wokół mnie jest ich dużo, znaczy kwiatów :)




Dla tych, co nie wierzą, że wykonałam tego gościa z makaronów.


Srebrna jest też GWIAZDECZKA.



Jest i zdjęcie GWIAZDECZKI dla niedowiarków.

















W roku 2012 rozpoczęła się dla nas era miodem płynąca. Nie mogło więc zabraknąć miodowego elementu.

















Miodowy aniołek ma w sobie elementy Włoskie. Skrzydełka i kwietne ozdoby przyjechały właśnie z południa Europy.


A jeśli miód - to nie może zabraknąć miodowego łasucha, Kubusia Puchatka.

















Są ludzie, o których mówi się "mają serce na dłoni". Są anioły, które mają serca na sukni.


piątek, 14 grudnia 2012

Zakwas - chleba cd.

Zakwas - ku uściśleniu.
Tutaj 3 dniowy. 
Przed rozmieszaniem.


I po wymieszaniu. Na powierzchni widoczne pęcherzyki gazu.


Dokarmię i dam mu jeszcze 2 dni :)
A potem do lodówki i za tydzień upiekę kilka pysznych chlebów na święta.

czwartek, 13 grudnia 2012

Aniołki sezon 2012

Aniołkowy warsztat ściągam ze strychu zwykle w połowie listopada.
W obecnej chwili - pełnia sezonu.

Jest powrót do ryżu i są nowe fryzury
























I w końcu znalazłam zastosowanie dla makaronu zakupionego w 2011 roku.


Są  nowe skrzydła.















I nowe sukienki.




Aniołki makaronowe zaprzyjaźniły się z wszelkimi dostępnymi materiałami. Pojawiły się skrzydła z: ptasich piór, znalezionych podczas wycieczki rowerowej, kawałka materiału, którym owinięty był korek od wina, resztki sztucznego liścia z jakiegoś bukiety czy też z suszonego liścia.
Suknie zostały uformowane z siatki chroniącej od komarów.

Pomysłowość ludzka nie zna granic - zgadzam się z tym zupełnie!

środa, 12 grudnia 2012

Liczba 12

Dzisiaj jest 12.12.12. - fajna data.
A ja właśnie mam urodziny!



Moje siostry chciały dać mi imię Aleksandra. Ale tata nie zgodził się. I dzięki niemu otrzymałam dwa: Maria i Agnieszka.

piątek, 7 grudnia 2012

Anioły we śnie

Skoro jest już tak świątecznie i o aniołach mowa - przypomniał mi się pewien sen, w którym je widziałam.

W ubiegłym roku 2011 odeszła moja przyjaciółka Lidka. Miała prawie 75 lat. Pasjonowała się aniołami i kolekcjonowała ich figurki.
Ostatni tydzień swojego życia spędziła w szpitalu, była ciężko chora i bardzo cierpiała. Wiedziałam, że odchodzi. Pomyślałam, że chciałabym Jej pomóc, jakoś poprowadzić pod koniec życia.

I miałam sen!

Śniło mi się, że prowadzę Lidkę za rękę. Nasza wędrówka trwała długo. I widziałam, jak nie rozglądając się, idzie ociężała. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie ma Jej już przy moim boku. Zobaczyłam jak wznosi się do góry pomiędzy dwoma aniołami. Choć nie zobaczyłam ich dokładnie, wiedziałam, że są to tego typu istoty. I zobaczyłam, że zrzuca suknię. Ale zdziwiłam się, bo tam w górze jakąś na sobie miała. I nawet we śnie zaczęłam wątpić, czy sobie czegoś nie ubzdurałam. Po chwili zrozumiałam, że to, co zrzuca z siebie, to było jej ciało fizyczne, które zostawiła tu, na Ziemi. Nie ogłądała się. Nie trzymała tych istot za rękę. Po prostu one ją eskortowały od bramy między tym a tamtym światem.
 
Tak oto we śnie odprowadziłam Lidkę. Po kilku dniach był pogrzeb. I śpiewano pieśń: anielski orszak niech po ciebie przyjdzie, uniesie z ziemi ku wyżynom nieba, a pieśń zbawionych niech cię zaprowadzi aż przed oblicze Boga najwyższego.

To było dokładnie to, o czym kilka dni wcześniej śniłam.
To było to, co podczas snu widziałam, odprowadziłam Lidkę tam, gdzie czekał na Nią anielski orszak.

Tak wyglądało moje pierwsze doświadczenie świadomego odprowadzania przyjaciela do wrót między tym a tamtym światem.
Oddałam Ją w dobre ręce - ręce aniołów.



Fryzury aniołków

Aniołki rozwijały się na różnych płaszczyznach.
Jedną z nich były gadżety, które anioły trzymały w rękach a kolejną - fryzury.

Pierwsze oczywiście miały skromne włosy, zrobione z kaszy gryczanej

kaszy jęczmiennej
ryżu


lub drobnych, misternie układanych makaronowych krążków.

 
Kolejne zyskiwały coraz bujniejsze fryzury.

 

A jak trafiłam na coś, co przypominało białe, rozczochrane włosy - spróbowałam zrobić aniołka na podobieństwo mojej przyjaciółki Ewy. Była zachwycona. Jak zapytałam, kogo jej ten aniołek przypomina, bez chwili zastanowienia  odpowiedziała

"mnie oczywiście".

Z początku nie dla każdego, posiadanego przeze mnie makaronu (a mam ich ok. 50) potrafiłam znaleźć zastosowanie.
Albo jak nudziło mi się używanie danego makaronu, np. małych kokardek, jako ozdób do sukienki, próbowałam przyklejać je w jakiś nowy sposób.

I tak powstawały aniołki z kakardkowymi włosami.


Po serii aniołków z prostymi, skromnymi, wymyślnymi fryzurami przyszedł czas na takie, które zbyt bujnego owłosienia nie miały



lub wręcz na łysych osobników.



Szkoda, że nie sfotografowałam wszystkich moich aniołkowych prac. Fryzur było więcej :)
 

wtorek, 4 grudnia 2012

Mój powszedni CHLEB

Tak, wiem, w necie są setki przepisów na chleb.
Ale cóż z tego? Ja mam swój (jak upiekę oczywiście) i swój zakwas.
I jestem z siebie dumna, że potrafię od A do Z chleb upiec.

Na początku sięgałam do porad internautów oraz do książki z przepisami.

Teraz piekę wg własnej inwencji tzw. CHLEB NA WINIE, czyli wrzucam do ciasta to co mi się pod rękę nawinie :)


Przygotowanie chleba rozpoczynam od zakupienia mąki żytniej (polecam razową 2000). Wykorzystuję też: mąkę pszenną, sól, czarnuszkę oraz nasiona słonecznika, dyni i siemię lniane. Czasami dodaję płatki owsiane i mąkę z amarantusa (ok. 1/10 w stosunku do reszty mąki).
Najważniejsza dla mnie, oprócz mąki oczywiście, jest CZARNUSZKA. Przyprawę tę, znaną jako czarny kminek, nazywam moim odkryciem roku 2010. Bez niej nie wyobrażam sobie mojego chleba!

Zakwas:
Do półlitrowego kubka wlewam ok. 300 ml letniej wody i wsypuję 4 łyżki mąki. Po rozmieszaniu przykrywam ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce. Optymalna temperatura to 25 - 30 st. C. Następnego dnia dodaję kolejną porcję mąki ok. 2 łyżki i dolewam nieco wody, mieszam. Kolejnego dnia podobnie. Ważne jest, by zakwas stał w ciepłym miejscu i był 2 - 3 razy dziennie mieszany. Latem wystawiam do ogródka, na słońce. W zakwasie namnażają się tzw. dzikie drożdże. Gotowy zakwas poznaję po: zapachu (kwaśny) i konsystencji oraz kolorze podobnym do drożdży piekarniczych. Oczywiście w trakcie namnażania się drożdży wydzielają się pęcherzyki gazu.

Zaczyn:
Jak już mam pełen kubek zakwasu (śmierdoli na kwaśno i jest gęsty) przygotowuję zaczyn. Wlewam zakwas do dużej michy, dodaję 1/2 kg mąki żytniej, mieszam i dodaję wodę do uzyskania konsystencji półpłynnej (bardzo rzadkie ciasto). Zaczyn zostawiam na kilka godzin (4 - 5) w ciepłym miejscu. Powienien rosnąć.

Ciasto:
Po kilku godzinach przygotowuję ostateczne ciasto. Na stolnicę wsypuję ok. 1/2 kg mąki pszennej, 2 kopiate łyżeczki soli, 2 łyżeczki czarnuszki, pół szklanki siemienia lnianego, słonecznik i inne (które akurat w domu posiadam). Jeżeli daję pestki dyni, wcześniej je wyprażam na patelni - tracą goryczkę oraz ulatniają się lotne substancje, którymi potraktowano nasiona przed zapakowaniem w torebkę).
Na to wlewam zaczyn i zagniatam ciasto do uzyskania konsystencji miękkiego ciasta drożdżowego (w razie potrzeby dodaję letnią wodę lub mąkę).













Zagniecione, gotowe ciasto wkładam do uprzednio wysmarowanych tłuszczem podłużnych, prostokątnych foremek.

Z podanej ilości składników powinny powstać 2 chleby (formy ok. 10 na 25 lub 10 na 30 cm).


Jeżeli w przygotowanym cieście będzie przewaga mąki pszennej, można spróbować uformować okrągły chleb. Chleb z przewagą mąki żytniej lepiej piec w foremce.

I teraz bardzo ważna rzecz: ciasto na zakwasie potrzebuje ok. 9 godzin na wyrośnięcie. Ja przygotowuję ciasto wieczorem, zostawiam w ciepłym miejscu

W opakowaniu ochronnym, na kaloryferze - wersja zimowa.
  a rano, wyrośnięte










wstawiam do piekarnika.



Pieczenie:
Nagrzewam piekarnik (elektryczny) do 180 st. C. Przed wstawieniem do piekarnika wierzch chleba zwilżam wodą i piekę 55 - 60 min. Pierwsze 15 min w 180 st., następnie zmniejszam do 160 st. C. Zaleca się pieczenie w łaźni wodnej, jedną półkę pod chlebem wstawiam brytfankę z wodą.

Efekty?




Po 9 godzinnym rośnięciu w foremkach mam pewność, że nie upiekę gnieciucha.



Smacznego!



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Przypołudniki

Historia przypołudników w mojej rodzinie związana jest z poszukiwaniem nazwy kwiatów, które zobaczyłam w ogródku mojej siostry. Siostra nie pamiętała nazwy, co zmusiło moją ciekawość do rozpoczęcia poszukiwań. I tak oto, będąc pewną, że znalazłam, kupiłam nasiona przypołudników.
Po rozkwitnięciu okazało się, że to nie jest to, co szukałam ale ... zyskaliśmy piękne, kolorowe kwiaty. Zachwyciły mnie nie mniej niż te z ogródka siostry.







Każde spojrzenie na żywe latem kwiaty czy tylko na zdjęcia - było i jest radością dla moich oczu.