Translate

piątek, 6 lutego 2015

Kiciuś rekonwalescent

Kot, biało czarny, przybłęda nazwany Mućkiem, reagujący na imię Kiciuś.
Mieszkał, jadł, spał w kociej budzie w ogródku ... do czasu.
Do czasu gdy zaczęły się problemy z przednią łapką: opuchnięta, obolała, ropiejąca.
Dwie serie antybiotyków plus ściąganie płynu strzykawką na niewiele się zdało.
Potrzebne było chirurgiczne oczyszczenie ropiejącej rany.
A jak cięcie to i kołnierz.
Po operacji, z kołnierzem wokoło szyi wylądował w naszym domu i miał tam przebywać tydzień.
- Absolutnie nie może wyjść na zewnątrz, bo to dla niego niebezpieczne - powiedział weterynarz.
Na kilkucentymetrowym cięciu znajdowało się chyba 9 szwów. Rana wymagała w miarę sterylnych warunków a wiejskie wycieczki bynajmniej ich nie gwarantowały. Poza tym ten kołnierz ... jak mógłby w nim walczyć o swoje terytorium??
Pierwszym etapem było oswojenie się z kołnierzem, choć chyba nie na 100%, bo codziennie odbywała się próba uwolnienia z tego jarzma.
Drugi etap to korzystanie z kuwety a trzeci najłatwiejszy - wylegiwanie się na kanapie.
Pozostałe dwa koty zaakceptowały rekonwalescenta na swoim terytorium. Z plastikowym kołnierzem nie był groźny ani też nie przeszkadzał i nie rywalizował.
Jak już poczuł się trochę lepiej, próbował dbać o higienę i lizał się, tzn. kołnierz i czubek ogona, bo tylko tam mógł sięgnąć.
Codziennie wystawał przed drzwiami do ogródka. Wolność i otwarta przestrzeń kusiła. Ale gdy my wychodziliśmy z domu i drzwi choć przez chwilę stały otworem, nie miał zamiaru zejść z kanapy.
Z planowanego tygodnia przebywania z nami pod jednym dachem, bez możliwości wyjścia na zewnątrz, zrobiło się 12 dni.
I tak nastał czas uwolnienia z okropnego kołnierza a po nim bardzo długie lizanie wyleczonej już łapki i całego kociego ciała. Czyścił się i czyścił, i czyścił.
Jeszcze tylko ostatnia kontrolna wizyta u weterynarza i wolność.
Myśleliśmy, że po tak długim przebywaniu w zamknięciu, szybko do nas nie wróci. Ale się myliliśmy.
Po kilku godzinach stał już w drzwiach a po najedzeniu się ułożył się na schodach, jakby był u siebie.
I tak ten trzeci kocur stał się kolejnym domownikiem.
Oczywiście nadal wyleguje się na kanapie lub śpi na kołdrze, w łóżku.
W końcu zaczęliśmy żartować, że tak długo próbował zamieszkać w naszym domu (a my mu nie pozwalaliśmy, bo jak tylko wbiegł na chwilę, to od razu coś zaznaczył) aż wymyślił chorą łapkę. A wtedy to nawet znalazł sprzymierzeńca (weterynarza), który wręcz zalecił, by Kiciuś z nami zamieszkał :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz